poniedziałek, 7 stycznia 2013

Od Mystery

Dopiero co się obudziłam, a już w głowie mam tylko Yamisa. Kilka miesięcy temu chciałam mu powiedzieć, ale...stchórzyłam. Dzisiaj jednak czuję, że to odpowiedni dzień. Nie wiem czemu. Po prostu mam takie przeczucie. Pobiegłam do spiżarni, zjadłam dwa zające. Następnie udałam się do lasu i zerwałam kawałek mięty, po czym zaczęłam go żuć dla świeżego oddechu. Miałam jeszcze iść się napić, ale właśnie zauważyłam miłość mojego życia idącą ku mnie (tak mi się zdawało). Podbiegłam więc do niego.
- Hej. - przywitałam się.
- Cześć. - odparł jak zawsze obojętnie.
- Gdzie idziesz?
- A gdzie mnie nogi poniosą. - powiedział z lekkim uśmieszkiem. - Idziesz ze mną?
- Jasne.
Poszliśmy nad wodospad. Tam oboje się napiliśmy. Yamis pił wyjątkowo długo. Ja skończyłam wcześniej i tylko udawałam, że piję. Tak na prawdę wpatrywałam się w niego. Po chwili jednak, niepodziewanie podniósł łapę, walnął w wodę, ta się rozprysła i mnie ochlapała.
- Ej, a to za co? - krzyknęłam z uśmiechem.
- A tak, z nudów.
Potem ruszyliśmy przed siebie. Chciałam zmieniać kierunek i iść na łąkę zakochanych, jednak uparty basior nie chciał mnie słuchać. Postanowiłam więc inaczej wyznać mu uczucia. Chyba nawet wpadł mi do głowy pomysł. Szliśmy akurat drogą wyłożoną kamieniami. Udałam, że się potknęłam i tym samym wpadłam w objęcia Yamisa. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. Nie wiem, co by się stało, gdyby nie ja.
- Przepraszam. - powiedziałam zarumieniona.
Fu*k! Jeszcze chwila, było tak blisko, ale...Eh, szkoda słów. Po pewnym czasie udało mi się zaprowadzić Yamisa na łąkę zakochanych. Był wtedy już prawie wieczór. Usiedliśmy koło siebie. Ja wpatrywałam się w kwiaty, urwałam sobie jednego i wpięłam we włosy. To ta chwila. Teraz to zrobię.
- Ehh...Zimno mi trochę. - oczywiście udawałam. Liczyłam na to, że mnie obejmie.
- To może już wracajmy? - f*uck.
- Nieee, dobrze jest. - uśmiechnęłam się lekko. - Słuchaj, Yamis, mam do Ciebie ważną sprawę.
- A jaką?
- Hmm...No więc moja koleżanka z innej watahy ma na oku pewnego basiora. Phh...Jest w nim wręcz zakochana! Kuplują się ze sobą od dzieciństwa. Wadera cały czas się głowi, jak wyznać mu uczucia. Najbardziej boi się tego, że...- tutaj spojrzałam mu w oczy. - ...ten basior ją odrzuci. Nie wie, co zrobić. Ja również nie wiem, co jej poradzić. A...może ty wiesz?
- Heh...Nigdy nie byłem dobry w tych sprawach miłosnych.
- Zastanów się. - powiedziałam tracąc nadzieję.
- Nie umiem.
- Nie...Ty nic nie rozumiesz! - wszelka nadzieja przepadła. Wstałam i chciałam odejść, kiedy zatrzymał mnie jego głos.
- Czego nie rozumiem?
- Yamis, to o Ciebie chodzi! Ja jestem tą waderą, a ty tym basiorem! - tutaj zaczęły lecieć mi łzy z oczu. - Jestem w Tobie zakochana od kąd tylko pamiętam! Myślisz, że czemu spędzam z Tobą tyle czasu? Niby dlaczego jestem taka zazdrosna, kiedy spędzasz czas z innymi waderami? Po co zaciągałabym Cię na tę łąkę?! Ale...na co ja liczyłam....Jestem totalną idiotką. - i znów miałam odchodzić, kiedy ponownie zatrzymał mnie jego głos.
- Czekaj...

<Yamis, dokończ>

Od Veile


Szłam przez las z moim ówczesnym przyjacielem, byłam przy nim szczęśliwa umiałam się dogadać, to była jedyna osoba która mnie rozumiała, nagle poczułam ostry ból w łapie i upadłam na ziemię. Lion (bo tak miął na imię) zapytał:
-Veile, co się stało?
- Nie wiem, moja łapa - była cała zakrwawiona - ale boliiii - zawyłam.
Lion przez chwilę milczał potem powiedział:
- To kłusownicy - powiedział przez zaciśnięte zęby - zastawili wnyki... - odpowiedział ze złością.
Lion w tym momencie próbował wyciągnąć moją łapę . Myślał, słyszałam co myśli właśnie wtedy odkryłam swoją moc. W jego głowie plątały się myśli czy mi nic nie jest i czy myśliwi nie przyjdą zabić naszej watahy .
- Słyszałaś ? - zapytał ze strachem w głosie Lion
- Nie, ale co - w tym momencie zobaczyłam kłusowników
Moja łapa nadal tkwiła we wnykach, więc zaczęłam krzyczeć do Liona by uciekał.
- Nigdy w życiu cię nie zostawię samej, choćbym miał sam zginąć - powiedział z odwagą w głosie.
Nadal szarpał wnyki, już mu się udało mieliśmy uciekać lecz w tym momencie kłusownik wycelował na mnie swoją broń, już nacisnął spust, lecz w tym momencie Lion podbiegł przede mnie i to on przyjął ten strzał, próbowałam go uratować jednak myśliwi próbowali zabić i mnie, nie chciałam uciekać bo wmawiałam sobie że to przeze mnie Lion nie żyje ,lecz w tym momencie z lasu wybiegł mój ojciec i zepchnął mnie na bok ścieżki i krzyknął ,że mamy uciekać . Nie miałam ochoty się nawet sprzeciwiać .
Mój tata biegł dalej ale ja skręciłam w boczną drogę, zatrzymałam się i błąkałam . Zauważyłam przywódczynie stada rozmawiającą ze swoimi wilczkami podeszłam do nich i Melody
(przywódczyni ) rzekła.
<Melody, dokończ>
   

Nowy członek - Veile

https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgX_H_UwkZurc7jno-BRu4RzcJ3BsaCBc9ucchSDi0CSln9IS142_j9UuemWGTS3qsS3AuXKO63fUgT2OYcs3A9Ej7dMRy8iMFPOhddpYaHiUjIqTC8gWRDNXU7nWoI-riGdjK5BWmdX8Qw/s320/c39c7a8fb5e278c11027990726cb2597.png
Imię:Veile
Płeć: samica (♀)
Wiek: 3,5 lat
Cechy:
Na codzień: miła, pomocna, radosna i opiekuńcza.
Podczas ataku: groźna, zażarta, praktycznie nie do zabicia
Żywioł: ogień
Moce: czytanie w myślach, moc ognia
Partner: brak
Rodzina: Veile jest zbuntowaną dorastającą wilczycą więc odwróciła się od rodziny. \
Historia: Z Veile od początku były problemy nie słuchała rodziców, była zadziorna wszystkich zaczepiała,. Od rodziny odwróciła się gdy miała 1 i pół roku od tego czasu żyła samotnie, lecz teraz chce wstąpić do watahy by uporządkować swoje życie i stać się lepszą wilczycą i znaleźć partnera na resztę życia.
Właściciel: kocham+

sobota, 5 stycznia 2013

Od Evee - CD historii Picalla

Po śniadaniu z moim ukochanym postanowiliśmy się przejść.Poniosło nas nad wodospad.Było cudownie móc spędzać z nim czas.Kąpaliśmy się,pryskaliśmy i namiętnie całowaliśmy.Następnie poszliśmy na łąkę gdzie położyliśmy się i obserwowaliśmy chmury określając ich kształty.
-A wiesz... Ta mi przypomina tonącego Titanica.-odparł.
-Hmmm... Gdzie widzisz Titanica?-zapytałam
-No tam jest dziób, a tam rufa statku.-dodał wskazując mi łapą.
-W sumie, tak. - powiedziałam i znów zaczęliśmy się całować.
-Zgadnij co mi przypomina ta-powiedziałam wskazując na tą obok Titanica
-Hmm...może...dzwonek?-zapytał
-Nieee
-A co?
-Ciastko
Zaczęliśmy się śmiać i całować.Tak cudownie było spędzać czas z Picall'em.Kiedy zrobiło się późno wróciliśmy do jaskini i usnęliśmy.

piątek, 4 stycznia 2013

Od Shayli - CD historii Yamisa

Zmiaszałam się. Najwyraxniej go obudziłam.
-Ja...przepraszam-powiedziałam cicho.
Prawda była taka, że po spotkaniu z Yamisem poszłam sie przejść. Znalazłam torbę z jakimiś metalowymi przedmiotami. Chciałam ją zabrać do jaksini. Niestety rozdarła się i cała jej zawartość się rozsypała. Chciałam to uprzątnąć ale narobilam jedynie wiecej hałasu.
Opowidziałam mu to pokrutce. Gdy skończyłam wygladał na zniesmaczonego. Łagodnie to ujmując. Czułam to samo-zwykle nie byłam taka niezdarą.
Yamis podszedł do mojego znaleziska. Poprzeżócał parę przedmiotów oważnie sie im przygladając. W końcu odezwał sie z poważną miną:---------Gdzie to znalazłaś?
-Przed jakąś jaskinią.
-Wchodziłaś do środka?
-Nie..O co chodzi?
<Yamis, co to za blyskotki?>

Od Alice - CD historii Yamisa

Było super! W ogóle zapomniałam o bożym świecie, gdy bawiłam się z Yamis'em w wodzie. Myślałam, że on też nie przepada za tą cieczą, a tu proszę! Doskonale się bawiliśmy (z mojego punktu widzenia). Gdy siły nas opuściły, my opuściliśmy jezioro i położyliśmy się na trawę, tak by słońce na nas grzało, choć trochę byliśmy w cieniu... Głównie głowy mieliśmy skryte w "płaszczu" cienia. Zaczęliśmy paplać jak najęci o wszystkim i niczym. Począwszy o minionym dniu, a skończywszy na wyglądzie chmur. Po jakimś czasie Yamis zauważył samicę alfa. Chciałam wstać i przywitać przywódczynię, lecz basior szarpnął moją rękę na znak "siedź". Mama Yamisa zaczęła gadać o jakimś kamyku w kształcie śnieżki... Przy okazji była rozbawiona, chyba jeszcze nigdy nie widziała swojego syna rozmawiającego o... chmurach! Gdy alfa poszła Yamis znów zwrócił się do mnie.
-Tyle szumu o kamień...To robi się śmieszne. - mrukną.
- Śmieszne, czy nie obojętne. A wiesz widziałam, gdzieś taki kamień. - szepnęłam odwracając się na brzuch, by wysuszyć plecy.
- Tak, a gdzie? - zapytał kładąc ręce pod głowę.
- Wtedy w jeziorze, gdy skaleczyłam się w łapę...
- W tym jeziorze?
- Nie... W tym przy wodospadzie.
- Idziemy tak? Może mama da mi w końcu spokój. - bąknął wstając.
- No dooobra... - westchnęłam.
Pobiegliśmy nad tamte jezioro. Gdy tam dotarliśmy było już ciemno i chłodno.
- To szukamy. - powiedziałam wchodząc do wody. - Uuu... Zimno.
- Aż tak? - zapytał mocząc łapę. - Kurde! Zamarzniemy!
- Nie koniecznie... - odparłam ziejąc kulą ognia w wodę, temp. natychmiast wzrosła.
- Jak długo będzie ciepła?
- Cała nie długo, ale jeżeli będziemy mieć zapalone łapy to wokół nas będzie ciepło. - powiedziałam, a Yamis wszedł.
Zaczęliśmy szukać tej śnieżynki, czy kamienia, (kij z tym). Po jakimś czasie ujrzałam go. Pobiegłam po niego i zderzyłam się z Yamis'em. On też go zauważył nasze pyszczki były bardzo blisko siebie, milimetry dzieliły nas od pocałunku. Jednak ja nie chciałam go stracić więc zarumieniłam się i natychmiast odskoczyłam do tyłu. Przypominam, że zderzyliśmy się pod wodą. Basior wziął kamyk w zęby i wyszliśmy z wody. Nie poruszyliśmy jednak tematu tego co zaszło pod wodą. Stanęłam w ogniu, a Yamis powtórzył mój ruch. Byliśmy już susi. Znów położyliśmy się na trawie i gadaliśmy tak jak wcześniej... Język już mnie bolał, ale nie przestawałam mówić. ~To musi być miłość~ pomyślałam. ~No dawaj Alice! Powiedz mu co do niego czujesz~
- Yamis ja... Muszę ci coś wyznać. - powiedziałam odwracając się na bok, tak by widzieć go całego.
- Słucham...
- Ja... - nagle wpadł mi do głowy pomysł. - Chociaż nie...
- No powiedz.
- Nie.
- Powiedz.
- Nie.
- Skoro nie... Powiedz! + naciskał i co dziwne zaczął mnie łaskotać. Po kilkunastu minutach "tortur" przestał, a ja postanowiłam coś zrobić.
- Powiem ci, ale najpierw w coś się zabawimy.
- Dajesz. - powiedział pewny siebie. Ja stanęłam i sklonowałam się. - Wow...! Nie wiedziałem, że tak umiesz. O co chodzi w tej zabawie?
- Jak widzisz jest mnie teraz 10. Każda JA, gdzieś się skryje. Musisz odnaleźć prawdziwą mnie w 30 min. Jeżeli to zrobisz to powiem co coś. - te słowa wypowiedziałam ja i wszystkie moje kopie. - Gotowy? - powiedziałyśmy odbiegając. - 3...2...1... Szukaj!
Każda z nas była gdzie indziej... Ja schowałam się w jaskini za wodospadem. Czekałam z jakieś 15 min., aż basior mnie znajdzie.
- Mam cię! - krzyknął, a ja aż podskoczyłam
- O jezu, Yamis!
- Ha! To ty, prawdziwa! Reszta rozpływała się, gdy je znalazłem. - powiedział. Teraz.... To ta chwila. Muszę mu powiedzieć co czuję.

<Yamis, dokończysz?>

Od Yamisa - CD historii Shayli

Wydawałoby się,że wszystko było dobrze ale nie do końca.Gdy tylko ta wadera zemdlała od razu zacząłem ją studzić.Odzyskała przytomność ale nadal leżała.
-Wiesz,powinnaś jeszcze poleżeć a potem wracaj do watahy.
-Nie zostajesz?
-Wracam do jaskini.
Kiedy wróciłem,od razu położyłem się w jaskini i zdrzemnąłem się.Zbudziłem się po jakiejś godzinie ale nie chciało mi się jakoś wyjść.Niestety,zniszczył to hałas z przed jaskini.Wściekły,wyszedłem i zobaczyłem idącą Shayle.
-Po kiego grzyba tak hałasujesz?!-krzyknąłem do niej

<Shayla,czemu hałasujesz?>