piątek, 26 października 2012

Od Lei'ego

Siedziałem nad jeziorkiem i włóczyłem się bez celu po świecie. Takie już było moje życie. Pobiegłem w stronę " złamu skalnego ". Lubiłem tam siedzieć, bo nie dość że fajnie się w nim ćwiczyło, to pod wpływem wiatru w dół spadały głazu wielkości drzew. Lubiłem siać spustoszenie, ale ograniczałem się do " zmieniania " krajobrazu, a nie mordu niewinnych stworzeń. Strzepnąłem z mojej turkusowej grzywy kurz i żwir po czym zabrałem się do porannych ćwiczeń. O dziwo zastałem tam liska. Podbiegłem do niego i krzyknąłem radośnie:
-Divon!
-Lei! Stary kumplu, jak dawno cię nie widziałem!
-Taak... słyszałem że znalazłeś obie partnerkę.
-A tak, mamy już maluchy, dobra będę się zbierał bo Linna (samica liska) czeka z obiadem.
Przysiadłem i oglądałem obłoki. Nagle usłyszałem szczekanie gdzieś w dole i zaczęły ruszać się kamienie. Jeden na prawdę duży głaz staczał się cicho i powoli w dół. Wyskoczyłem na krawędź i zobaczyłem spokojnie przechadzającą się wilczycę nic nie podejrzewającą. Szybko zbiegłem w dół po skarpie ( w sumie, to była dosyć stroma, ale sobie poradziłem ). Zeskoczyłem w stronę wadery i pchnąłem ją daleko w bok. Rzuciła mi złowrogie spojrzenie i ugryzła mnie w szyję, warknęła:
-Co ty sobie myślisz?!
Kamień z wielkim rumorem uderzył w ziemię, dokładnie w miejsce, gdzie stała wilczyca. Osłupiała wpatrywała się w miejsce głazu i wyjąkała cicho:
-Przepraszam i dziękuję za ratunek.
-Nic się nie stało - powiedziałem i zacząłem drapać się w ranę.
-Kim w ogóle jesteś?
-Imię moje brzmi Lei, a ty?
-Melody, miło mi cię poznać, jesteś samotny? - zapytała
-Tak, a co?
-Chcę cię zaprosić do watahy, zgodzisz się? - spytała uśmiechając się szeroko.
-Uhm, oczywiście.
Zaprowadziła mnie do reszty wilków. Przyjęto mnie ciepło, z większością zdążyłem się już zaprzyjaźnić. W nocy cichaczem wybiegłem z powrotem do złomu i zacząłem " bawić się " wiaterkiem. Z początku wietrzyk, potem " mini huragan ". Śmiałem się z drzew kładących się po sobie. Nagle usłyszałem za sobą szelest. Odwróciłem się gwałtownie. O to ta żółta wilczyca, Shila, która mi się nawet spodobała Zapytałem jej:
-Przyszłaś za mną?
-Eee... - zarumieniła się i spuściła łeb - tak...
-Co jesteś taka speszona? Chodź ze mną pooglądaj.
-Pewnie - powiedziała luźno i przysiadła obok mnie
Pokazałem jej kilka sztuczek, a wtedy ona powiedziała:
-Patrz na to! - i rzuciła ogień na wiar, który zaczął krążyć, tak jak kierunek wiatru. Zrobił się z tego jeden wilki huragan ognisty, naprawdę imponujący. Z watahy na zewnątrz wyszły wilki i szczekały jeden przez drugiego:
-Co to?!
Śmialiśmy się z ich min i krzyków, wróciliśmy do watahy kilka godzin potem. Miło było.
<Shila, dokończ :> >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz