Wilczyca patrzyła na mnie trochę osłupiała i sprawiała wrażenie zawstydzonej, spytałem jej ze śmiechem:
-No co jest?
-Em...
-Nie przejmuj się, też tak często śpię.
Pomogłem jej wstać i zjedliśmy razem śniadanie, potem miałem w planach
przejść się po lesie w poszukiwaniu tego wilka, o którym mówiła cała
wataha. Zawsze byłem indywidualistą i lubiłem robić wszystko po swojemu,
Shila mnie zatrzymała mówiąc:
-Nie powinieneś wychodzić sam, to niebezpieczne.
-Oj tam, oj tam, tyle razy otarłem się o niebezpieczeństwo i nic mi się
nie stało, to czemu ma mi się teraz coś stać? - i pobiegłem przed
siebie. W oddali zobaczyłem coś czarnego, nie przestraszyłem się, tylko
pobiegłem w jego stronę. To była Aira. Powiedziałem do niej wesoło, ona
obejrzała się na mnie i powiedziała:
-O cześć, patrz, tam się coś czai....
Wytężyłem wzrok i powiedziałem:
-Myślisz, że to on?
-Mhm...
-To co robimy?
-Idę po watahę, ty zostań, poradzisz sobie, nie?
-Pewnie.
Wilczyca pobiegła po resztę wilków, a ja wciąż przyglądałem się
stworzeniu. Po jakiś 10 minutach wilk mnie poczuł i ruszył w moją
stronę, przygotowałem się do walki i skoczyłem na przeciwnika. Gryzłem
go zaciekle, on mnie też. Kilka minut walki przerodziło się w masakrę,
myślałem że zdechnę, nie byłem taki silny jak on, jednak moje ciosy
także dodały ubytku na jego zdrowiu. Zobaczyłem nasze wilki i jeszcze
zacieklej go tarmosiłem, zacząłem tracić siły ze zmęczenia i od ran.
Kilka innych samców rzuciło się na wilka, a ja mogłem wreszcie
odsapnąć... Beathani ze mną została i pomogła mi dojść do siebie.
Powiedziała:
-Shila kazała mi przekazać, że dadzą sobie radę i żebyś za nimi nie
biegł i odpoczywał a oni dadzą sobie radę. Pomimo tego nie chciałem
zostawać i upierałem się. W końcu odpuściła i pobiegliśmy za innymi. Tam
rozpętała się walka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz