Biegałem
po moim ulubionym złomie skalnym ( :3 ) i jak to ja bawiłem się
powietrzem, naraz przybłąkała się jakaś fretka i zjeżona uciekała.
Chichrałem się z nich i dalej się bawiłem. Siły mi już wróciły więc
poszukałem jakiegoś żarcia, no cóż, mięsa nie ma, za to jest grusza -
pomyślałem, pobiegłem w stronę drzewa i zacząłem nadgryzać owoc.
Potem z nudów szukałem czegoś do picia. Znalazłem źródełko więc zacząłem łapczywie pić wodę. Poszedłem w stronę watahy i zobaczyłem Shinigami'ego miziającego się z Melody. Nie miałem na co patrzeć więc szukałem Shily. Była miła i ją lubiłem, zwłaszcza jak siedzieliśmy sami, wtedy była bardziej otwarta i rozmowna. Zastałem ją przy głębokim jeziorze ( ten w górach ) zaczaiłem się na nią i wyskoczyłem z nienadzka. Zapiszczała głośno i rzuciła się na mnie z udawaną furią. Przez chwilę tarzaliśmy się, ale podeszła do nas Rasset. Powiedziała ze śmiechem: -Czyżby nowa para rodziła się w watasze? Równocześnie odpowiedzieliśmy: -Może! - i spojrzeliśmy po sobie w zdziwieniu. Dobra, wadera sobie poszła a my dalej siedzieliśmy nad jeziorem. Zapytałem cicho wilczycy: -Napiłabyś się czegoś? -Tak, mam ochotę na wino. -To zaraz wrócę. Poprosiłem innej wilczycy, która znała się całkiem nieźle na gotowaniu o dobre wilcze wino, dała mi pełną butelkę i życzyła powodzenia. Wróciłem z piciem w pysku i rozlaliśmy je sobie pijąc aż do wieczora, jeszcze potem coś zjedliśmy i, nie wiadomo kiedy, przyszła mi ochota pocałować ją. Objęliśmy się i... <CD dla Shily> |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz