Wyszłam
na przechadzkę po watasze.Oczywiście ze słuchawkami na uszach.Trochę
wyszłam poza granice,ale tylko trochę.Nuciłam sobie i tańczyłam,gdy
nagle potknęłam się o coś.To była Falixy w postaci człowieka z dużą
raną,a nad nią stały te duuuże lwy ze złotymi kłami.Chyba chciała się
popisać i je pokonać,a one przebiły ją kłami.Dobrze,że jest
nieśmiertelna.
Lwy zauważyły mnie i próbowały mnie atakować.Spowiłam się tarczą z powietrza,przeszłam szybko przez nie,spowiłam również w tarczy Falixy,połączyłam sznurem z powietrza jej tarczę z moją i uciekłam do mojej jaskini. Szukałam bandaża i składników do uzdrawiającego płynu,którego nauczyła mnie kiedyś Karina,a który szybko się robi.Namoczyłam bandaż w płynie i obwiązałam nim Falixy(tak jak mnie uczyła Karina).Szeptałam przy tym: -Już jest spoko,już dobrze,wyzdrowiejesz,zobaczysz... Z rany obwiązanej bandażem z płynem przestała lecieć krew,a Falixy się budziła.Gdy już się obudziła,powiedziałam: -O,nareszcie nasz hardcorowiec wstał.Co cię skłoniło do takiego przedsięwzięcia,co? -Eh...Midway?To ty? -A kto, geniuszu.Midway we własnej Midwayowej osobie. Falixy uśmiechnęła się. -Dzięki za ratunek. -Nie ma sprawy.A odpowiesz mi na pytanie? <Falixy,dokończ> |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz