Wreszcie Yamis zgodził się na zabawę. Ja rzucałam się i gryzłam bardzo
mocno, za to zauważyłam, że basior jakby starał się delikatnie (to
dziwnie zabrzmi) bić. Uważał na to, co robi i był bardzo skupiony.
Starałam się rzucić na niego i przewrócić tak, byśmy na sobie leżeli, a
następnie...pocałować. Tylko ten pomysł wyznania uczuć wpadł mi do
głowy. Niby łatwe, ale nie przy tym wilku. Kiedy właśnie próbowałam go
przewrócić, tak się zamyśliłam, tak zaczęłam rozmyślać o tej chwili,
która może zaraz nadejść, że aż straciłam równowagę. Aby uniknąć
nieprzyjemnego lądowania złapałam się przedniami łapami skraju skarpy
(byliśmy 3 metry nad ziemią przy małym urwisku). Gdybym była sama,
pewnie już dawno byłabym daleko od urwiska, ale przy Yamisie zrobiłam
się trochę nie śmiała i nie wiedziałam, co zrobić, od czego zacząć.
Zaczęłam się bać, miałam tysiące myśli, że chciałam inaczej, że jeszcze
chwila i moglibyśmy być razem, ale... Powoli traciłam siły i już miałam
spaść, kiedy Yamis złapał mnie za łapy i wciągnął na ziemię, dalej od
urwiska. Poczułam, że jednak nie jestem mu tak obojętna, bo sam się
wysilił, by uratować moje życie. Machnęłam sobie kilka razy łapą przed
oczami, by sprawdzić, czy to nie sen.
- Coś myślę, że to ostatni raz takich zabaw. Chyba, że w pobliżu wody to wtedy tak. - powiedział do mnie.
- Być może. - uśmiechnęłam się i dalej sapiąc dodałam. - Ale wiesz...Jest ryzyko, jest zabawa.
- Taka zabawa może skończyć się czymś złym. - spoważniał.
- Możliwe...Ale wiesz, że bym sobie poradziła. - zaśmiałam się.
- Oj, nie wydaje mi się. - również się zaśmiał.
- Właśnie miałam sama się uratować, ale mi przeszkodziłeś. - nie tracąc humoru szturchnęłam go.
- Następnym razem jeszcze Cię popchnę, żebyś zleciała.
I tak czas zleciał aż do nocy. Ominę całą ''podróż'' do domu. W jaskini
spotkała mnie mała niespodzianka. Otóż wchodzę, nie zwracając uwagi na
nic, kieruję się w róg jaskini, gdzie miałam mech - swoje łóżeczko - i
już słodko zamykam oczka. W domu była jeszcze ciocia i rozmawiała z
Tsume, ale jakoś nie zwróciłam na to uwagi. Dopiero słowa brata ,,Muszę
powiedzieć Ci coś bardzo ważnego'' wzbudziły moje zainteresowanie.
Wstałam i usiadłam koło cioci obserwując basiora, który wyraźnie się
stresował.
- O co chodzi? - spytałam.
- Nie mówiłem wam, jeszcze, ale...- zaczął.
- Masz dziewczynę, którą jest Ofelia, super. - przerwałam mu.
Ciocia Valixy na początku zdziwiła się, ale po chwili łza (chyba
szczęścia) poleciała jej z oka. Tsume za to wyglądał, jakby zaraz miał
wybuchnąć złością.
- Mystery, zawsze musisz mi przeszkadzać?! - krzyknął.
- Nie muszę, ale to fajnie, więc tak, będę. - uśmiechnęłam się złośliwie.
- Mój kochany siostrzeniec ma dziewczynę! - ciocia radośnie przytuliła
Tsume - Brawo, kochanie, jestem z Ciebie dumna. - pocałowała go w
policzek.
- Ciociu...- Tsume lekko ją odepchnął. - Mam coś o wiele ważniejszego do powiedzenia.
- A co takiego? - spytała.
- No więc...Ah, to no tak. - Wziął głęboki oddech. - Jestem już dorosły.
Zawsze mieszkałem z tobą i może to będzie dla Ciebie trudne do
zrozumienia, ale...- tutaj zaczął mówić bardzo szybko. - (...) Razem z
Ofelią postanowiliśmy, że zamieszkamy razem, jej rodzice się zgodzili
i...
- Jasne. - przerwała mu ciocia. - Możesz z nią zamieszkać.
- N...Na prawdę?! - krzyknął nie dowierzając.
- Na prawdę?! - powtórzyłam.
- Na prawdę. - odpowiedziała ciocia z wielkim uśmiechem - Idź już do niej.
Tsume nie dał się prosić i od razu wybiegł. Zaraz po tym zdarzeniu Valixy podeszła do mnie i mocno się przytuliła.
- Tak szybko dorastacie...Nie długo i ty mnie opuścisz...- również
pocałowała mnie w policzek, a ja odwzajemniając to położyłam się na
swoim łóżeczku.
- Oj, nie tak szybko, ciociu, nie tak szybko...- szepnęłam sama do siebie i zasnęłam.
Następny dzień
Obudziłam się rano i zauważyłam, że cioci nie ma w jaskini. Jak zawsze,
pewnie jest na polowaniu. Ona nigdy nie bierze ze spiżarni, zawsze
poluje. Od razu pomyślałam, że skoro mój brat, oferma życiowa, ma
dziewczynę, to mi również powinno się udać zdobyć partnera, a nawet mam
na to większą szansę. Tyle tylko, że Ofi to przeciwieństo Yamisa, który
jest po prostu niedostępny. Jednak myśl, że w watasze jest wiele samic,
które także mają ''ochotę'' na tego basiora dodała mi otuchy. Jeśli się
nie pośpieszę, ktoś może mi go odebrać, a wtedy nasza przyjaźń może być w
wielkim niebezpieczeństwie. Bo jak ja spojrze mojej miłości w oczy
wiedząc, że całuje się z jakąś jędzą? Tak, to musi być dzisiaj, musi!
Szybko pobiegłam do spiżarni i przekąsiłam nie dużego zająca, po czym
pobiegłam nad wodospad i się napiłam. Następnie jak strzała pobiegłam w
stronę jakiskini Yamisa. Nie musiałam do niej wchodzić, gdyż basior
właśnie przed nią stał.
- Yamis! - podeszłam do niego. - Cześć...
- Cześć. - odpowiedział.
<Yamis, dokończ>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz