Przybrała
postać demona, ale ja nie bałem się. W mojej watasze żyło kilka
demonów. Ja sam też byłem ich potomkiem. Obchodziłem ją.Ona stała i po
chwili dostała drgawek. Dodknałem nosem jej grzbietu. Przecież to była
ta sama Thalia. Ja sam w sobie też byłem demonem, tylko ja miałam przez
cały czas takową postać.
- Nie boisz się? - spytała.
- A niby czego? - odburknąłem.
- No tego... - była zmieszana.
Chciałem poprawić jej humor, więc sprawiłem, że całe moje ciało zapłonęło. Widziała, że nie sprawia mi to bólu, więc przysunęła się i chwyciła jedną z iskier. Maleńka poświata zatańczyła na jej łapie, po czym zgasła.
- Ty też - wykrztusiła.
Przytaknąłem.

Pasowaliśmy do siebie. Odmienni, nierozumiani, skryci i co najważniejsze mający w swoich żyłach demoniczną krew.
Dlaczego właśnie tutaj przygnał mnie świat.
Czuliśmy, że coś między nami iskrzy, ale z drugiej strony nie przekraczaliśmy bariery, która nas separowała.
- Dlaczego się tutaj zjawiłeś? - zagadnęła.
- To długa historia - odpowiedziałem niechętnie.- Zabiłem brata i wygnano mnie.
To jej zaimponowało.
- A co ty na to aby... - urwała.
- żeby co.
- Wyruszyć do lasu i narobić trochę zamieszania?
- Chodzi ci o rzeź niewinnych futrzaków?
- Coś w tym rodzaju.
- A czemu nie!
Pominę ten nieprzyjemny dla młodszych incydent i przejdę do sedna.
Po zakończonej ''robocie'' wróciliśmy tam skąd wyruszyliśmy. Nasze futra nie były już zaplamione, bo przedtem wpadliśmy do jeziora. Woda obmyła ślady zbrodni. Wyczerpani runęliśmy na ziemię. Śmialiśmy się do czasu jak zaczęły nas boleć gardła. Potem nastała cisze. A my spoglądaliśmy na niebo. Wnet przeleciała spadająca gwiazda.
- Chcę aby ta chwila trwała wiecznie - wypowiedziałem życzenie.
Oby się spełniło.
< Thalia dokończ >
- Nie boisz się? - spytała.
- A niby czego? - odburknąłem.
- No tego... - była zmieszana.
Chciałem poprawić jej humor, więc sprawiłem, że całe moje ciało zapłonęło. Widziała, że nie sprawia mi to bólu, więc przysunęła się i chwyciła jedną z iskier. Maleńka poświata zatańczyła na jej łapie, po czym zgasła.
- Ty też - wykrztusiła.
Przytaknąłem.

Pasowaliśmy do siebie. Odmienni, nierozumiani, skryci i co najważniejsze mający w swoich żyłach demoniczną krew.
Dlaczego właśnie tutaj przygnał mnie świat.
Czuliśmy, że coś między nami iskrzy, ale z drugiej strony nie przekraczaliśmy bariery, która nas separowała.
- Dlaczego się tutaj zjawiłeś? - zagadnęła.
- To długa historia - odpowiedziałem niechętnie.- Zabiłem brata i wygnano mnie.
To jej zaimponowało.
- A co ty na to aby... - urwała.
- żeby co.
- Wyruszyć do lasu i narobić trochę zamieszania?
- Chodzi ci o rzeź niewinnych futrzaków?
- Coś w tym rodzaju.
- A czemu nie!
Pominę ten nieprzyjemny dla młodszych incydent i przejdę do sedna.
Po zakończonej ''robocie'' wróciliśmy tam skąd wyruszyliśmy. Nasze futra nie były już zaplamione, bo przedtem wpadliśmy do jeziora. Woda obmyła ślady zbrodni. Wyczerpani runęliśmy na ziemię. Śmialiśmy się do czasu jak zaczęły nas boleć gardła. Potem nastała cisze. A my spoglądaliśmy na niebo. Wnet przeleciała spadająca gwiazda.
- Chcę aby ta chwila trwała wiecznie - wypowiedziałem życzenie.
Oby się spełniło.
< Thalia dokończ >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz