środa, 5 grudnia 2012

Od Oriona

Podbiegłem do wadery, w oczach miałem łzy. Ściskałem jej bezwładne ciało do piersi i modliłem się o to aby ona mogła żyć. Kim ona była? nie wiem. Otuliłem jej ciało skrzydłami i w ten sposób ocieplałem ją. Trzęsła się. Tak się o nią bałem.
Po jakimś długim okresie czuwania, ocknęła się. Z trudem podniosła powieki. Tym samym odsłoniła piękne oczy. Oczy zabójcy, oczy nieznające miłości. Było z nią coś nie tak. Była inna od wszystkich wader. Była trochę podobna do mnie. Buntownicza, porywcza, bezlitosna. Te cechy łączyły nas.
Jednym ruchem wyrwała się z moich skrzydeł. Stała dumnie, majestetycznie. Ja podniosłem się i przybliżyłem do niej. Odwracała głowę.
- Dziękuję - szepnąłem.
- Ech... Nie ma za co - odpowiedziała niechętnie. Wręcz z odrazą.
- Berek! - krzyknąłem i dotknąłem jej grzbiet łapą. Była zdumiona moim zachowaniem. Ja zacząłem uciekać. W końcu zajarzyła o co mi chodzi i pognała za mną. Dopadła mnie na wzgórzu i popchnęła. Oboje sturlaliśmy się ze zbocza. Była taka roześmiana, ale po chwili jej powaga wróciła. Ja spuściłem łeb, wiedziałem, że nie lubi mojego towarzystwa. Chciałem już odchodzić, gdy ona zatrzymała mnie.
- Poczekaj.
- Tak?
- Chcesz jeszcze raz?
Podskoczyłem i znów zaczęliśmy się ścigać. Widziałem, że była szczęśliwa. Tym razem to ja zrzuciłem ją ze wzgórza, ale ten moment był niezwykły. Wylądowałem na niej. Jej mordka była tak blisko mojej...

<Thalia czekam na rozwój sytuacji>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz