Podbiegłem do wadery, w oczach miałem łzy. Ściskałem jej bezwładne ciało
do piersi i modliłem się o to aby ona mogła żyć. Kim ona była? nie
wiem. Otuliłem jej ciało skrzydłami i w ten sposób ocieplałem ją.
Trzęsła się. Tak się o nią bałem.
Po jakimś długim okresie czuwania, ocknęła się. Z trudem podniosła
powieki. Tym samym odsłoniła piękne oczy. Oczy zabójcy, oczy nieznające
miłości. Było z nią coś nie tak. Była inna od wszystkich wader. Była
trochę podobna do mnie. Buntownicza, porywcza, bezlitosna. Te cechy
łączyły nas.
Jednym ruchem wyrwała się z moich skrzydeł. Stała dumnie,
majestetycznie. Ja podniosłem się i przybliżyłem do niej. Odwracała
głowę.
- Dziękuję - szepnąłem.
- Ech... Nie ma za co - odpowiedziała niechętnie. Wręcz z odrazą.
- Berek! - krzyknąłem i dotknąłem jej grzbiet łapą. Była zdumiona moim
zachowaniem. Ja zacząłem uciekać. W końcu zajarzyła o co mi chodzi i
pognała za mną. Dopadła mnie na wzgórzu i popchnęła. Oboje sturlaliśmy
się ze zbocza. Była taka roześmiana, ale po chwili jej powaga wróciła.
Ja spuściłem łeb, wiedziałem, że nie lubi mojego towarzystwa. Chciałem
już odchodzić, gdy ona zatrzymała mnie.
- Poczekaj.
- Tak?
- Chcesz jeszcze raz?
Podskoczyłem i znów zaczęliśmy się ścigać. Widziałem, że była
szczęśliwa. Tym razem to ja zrzuciłem ją ze wzgórza, ale ten moment był
niezwykły. Wylądowałem na niej. Jej mordka była tak blisko mojej...
<Thalia czekam na rozwój sytuacji>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz