Byłem już bardzo słaby. Wszystko straciło swoje barwy i powoli moje
powieki coraz bardziej nie chciały się podnosić. Utykając posuwałem się
powoli. Wreszcie upadłem. Czy to już koniec?
Rano zobaczyłem jakiegoś wilka, a może i wilki? Nie pamiętam, wszystko
było jakby za mgłą. Wzięli mnie na grzbiety i zanieśli do ciemnego
miejsca. Nie wiem co to było, ponieważ miałem takie odbieranie świata
jak po grzybkach halucynkah. Zaczęto mnie uleczać. Trwało to może i
cztery, pięć godzin. Gdy otwozyłem oczy, zobaczyłem błękitną waderę.
- Jestem Thalia, już nic ci nie grozi. - powiedziała słodkim, dźwięcznym
głosem. Co to była za wadera! Czyżbym się pierwszy raz zakochał?
Uśmiechnąłem się lekko, a potem mój łeb bezwładnie osunął się na ziemię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz