Leonard podarował mi piękne kolczyki i pierścień. Włożyłam je, a wtedy Leo powiedział mi:
-Pięknie wyglądasz...
-Dzięki - zarumieniłam się i poszliśmy nad jezioro. Zaczęłam łapczywie
pić wodę i niestety - mój naszyjnik na pierwsze urodziny wpadł do wody.
Poszedł od razu nad no. Westchnęłam i ze smutkiem przyglądałam się
wodzie. Nie znajdę go tam.
Wtedy Leo zrobił coś zgoła miłego, skoczył w zimny nurt i wyłowił dla mnie medalik. Szczerze mu podziękowałam i przytuliłam:
-Jesteś kochany... - pogładził mnie po pysku.
Chwilę posiedzieliśmy, ale potem wyszedł do lasu, wróciłam do watahy.
Zaczęłam gadać z Soulem, ale... po jakimś czasie wyłonił się Leonard z
wilczycą u boku. Nie był jakiś w niej zapatrzony, ale jak ona się na
niego patrzyła!
Już od razu zaczęłam zgrzytać zębami z wściekłości. Co jak co, ale nikt
mi go nie będzie odbierał, a zwłaszcza jakaś obca wilczyca. Może nie
widać było tego po mnie, ale wredna umiałam być. A zacięta, po mamie.
Podbiegłam w podskokach do Leonarda i przytuliłam go, pytając:
-Gdzie byłeś? - na samicę nie zwróciłam uwagi
-W lesie, skarbie - odrzekł
-Tam jest niedaleko jaskinia szpitalna - powiedziałam do samicy - mogę
zawołać ew. jakiegoś wilka od leczenia - skwitowałam udając
zainteresowanie jej ranami. Wreszcie sobie poszła!
Potem poszliśmy z samcem na łąkę zakochanych, a raczej pofrunęliśmy, bo wziął mnie na swój grzbiet.
<Leonard, dokończysz jak było? ♥>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz