Lei wrzeszczał na Leonarda. W tej chwili gdy zapytał, czy to on zrobił mi dziecko (ojciec dysponuje prostym słownictwem
![]() -Tak, on! Masz z tym jakiś problem?! -Mam! – odkrzyknął i skoczył Leo do gardła Skoczyłam na niego i odciągnęłam go zębami, pazurami od ukochanego. Ojciec zdziwiony moją siłą puścił go, wciąż warcząc. W takich momentach potrafił być straszny. Nic nie mówiąc oddychałam głęboko i wlepiałam oczy w Lei’ego. Wtedy do jaskini wpadła Shila. -Coś ty narobił?! Co jest?! -Babcią zostaniesz! Mama spojrzała na niego, jak na wariata, po czym przeniosła wzrok na mnie: -To prawda? -Tak. – odpowiedziałam pewnie -Gratulacje - i mnie utuliła. – Tylko nie sądziłam, że tak wcześnie… -Heh… - i w brzuchu mnie zakręciło, więc wróciłam na legowisko. Lei wyszedł, warcząc lekko, ale został stłumiony ostrym szturchańcem ze strony mamy więc zamilkł. -Przepraszam za niego, sytuacja stresowa… wiesz, czuję 4… szczeniąt -4? Wow, duży miot, ja z takiego byłem. <Leo, czyli jednak Lei ci nie zabił? ;3> |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz