Po tym, jak dałam mu buziaka myślałam, że...Ah, jestem totalną idiotką!
Co ja zrobiłam? Jak ja mu się teraz pokażę?! Mama pozwoliła mi się
przejść. Powiedziałam mama? Pomyłka, ciocia. Mamy nie pamiętam...Tak też
zrobiłam. Zauważyłam Yamis,a który płakał. Chciałam uciec, zapaść się
pod ziemię, ale mnie już zobaczył.
- Myst? - zapytał ocierając łzy.
- Yamis, ja...- zarumieniłam się. - Wczoraj to wiesz, to ten, to nie poważnie, bo ja...
- Zapomnijmy. - odparł.
- Tak będzie najlepiej. - podeszłam do niego. - Yamis, ty płaczesz?
- Co? Nie, znaczy to może dziwnie brzmieć, ale płaczę, chociaż łzy mi lecą.
- Co się stało? - usiedliśmy pod drzewem.
- Mój tata...- spuścił ze mnie wzrok. - ...on umarł.
- O mój Boże, Yamis, tak mi przykro! - chciałam go przytulić, ale
dałabym mu jednoznacze znaki, że mi się podoba, a tak nie jest. Nie chcę
mieć chłopaka, jestem dzieckiem. Jeszcze...
- Nie, to nie twoja wina.
- Jak to się zdarzyło?
- Wolę teraz nie mówić. Powiem tylko, że zginął w wojnie. - otarł łzę. - walczył za nas...
- Współczuję. - nie wiedziałam, co powiedzieć, tyle tylko wyszło mi z ust...
<Yamis, dokończ>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz