Gdy
poszliśmy do tej jaskini, straszna cisza zapanowała. Obserwowałem
smutną Ofelię, która zwinęła się w kłębek i turlałem małe kamyczki. Łzy
nie leciały jej już tak bardzo, ale w ciąż płakała. Przypomniało mi się,
jak mama nas zostawiła. Pamiętam ją przez mgłę. Była wojna...Ona kazała
cioci nas zabrać i uciekać. Nie wiem, czy żyje, ale chciałbym, żeby
była z nami. Poleciała mi łezka, druga. Nie chciałem płakać, ale tak
jakoś wyszło.
- Ty płaczesz? - spytała Ofelia, przerywając ciszę.
- Nie...Oczy mi się pocą...- odparłem i podeszłem do niej.
- Nie wstydź się. Chłopaki też płaczą. - położyła mi łapkę na ramieniu i przez łzy, ale uśmiechnęła się.
- Wiesz, moja rodzina też nie jest cała. Ale to nudna historia, po za tym teraz lepiej zająć się tobą. - znów zacząłem turlać kamyki.
<Ofelia, dokończ>
- Ty płaczesz? - spytała Ofelia, przerywając ciszę.
- Nie...Oczy mi się pocą...- odparłem i podeszłem do niej.
- Nie wstydź się. Chłopaki też płaczą. - położyła mi łapkę na ramieniu i przez łzy, ale uśmiechnęła się.
- Wiesz, moja rodzina też nie jest cała. Ale to nudna historia, po za tym teraz lepiej zająć się tobą. - znów zacząłem turlać kamyki.
<Ofelia, dokończ>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz