Byłem
pewien nadzieji, chciałem, by rzuciła mi się w ramiona i namiętnie
pocałowała, żeby powiedziała, że zawsze będziemy razem, może nawet i
założymy rodzinę...A co usłyszałem?
- Tsume,nie wiem jak ci to powiedzieć. - wzięła głęboki oddech - Ja nie jestem gotowa na poważny związek. Nie to, że nie lubię ciebie ale...Po prostu jeszcze nie mogę teraz...Przepraszam....Ale może kiedyś. Odeszła ze spuszczoną głową. Chwilę jeszcze stałem jak zamurowany, ale po chwili dotarło do mnie, że zrobiłem z siebie totalnego idiotę. Nie dość, że dostałem kosza, to teraz przyjaźń moja i Ofelii jest zepsuta. Jak ja się jej pokaże? Przepełniała mnie złość. Nie byłem zły na Ofelię, tylko na samego siebie. Po co to zrobiłem? Przecież wiadomo, że żadna mnie nie zechce. Zacząłem spalać platformę i wszystko, co na niej było. Chciałem zapomnieć o tym wydarzeniu, ale...Nie mogłem. Pobiegłem przed siebie z łzami w oczach i na nieszczęście w lesie znów zauważyłem Ofii. Otarłem łzy i podeszłem do niej. - Przepraszam Cię. - szepnąłem. - Zniszczyłem wszystko. Odwróciłem się i zrobiłem kilka kroków, po czym zatrzymał mnie słodki głos wadery... <Ofelia, dokończ> |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz