- Wiesz to nie jest zły pomysł ale trzeba powiedzieć to moim rodzicom. - odpowiedziała Ofelia.
- Prędzej rozszarpią mnie niż zamieszkamy razem.
Zaśmiała się.
- No chyba mój ojciec, bo moja mama cię wpierw ogłuszy, Yamis spali i bój się co zrobi Tajga i Leo.
- Zaczynam się powoli bać twojej rodziny.- powiedziałem z uśmiechem.
- Może masz rację...- zastanowiłem się, a w tym czasie Ofi mnie przewróciła.
Jednak ja pociągnąłem moją partnerkę i wylądowała na mnie. Następnie sturlaliśmy się z wzgórza i tym razem to ja leżałem na niej. Ofelka śmiała się pokazując swoje śnieżno-białe ząbki, a ja przybliżyłem się do niej i nasze noski się stykały. Ciągle się śmialiśmy, aż w końcu usiedliśmy, by zaczerpnąć powietrza. Jednak gdy tylko ponownie spojrzeliśmy się na siebie znów wybuchaliśmy śmiechem.
- Skarbie...- zacząłem, chociaż nie byłem pewny, czy już mogę ją tak nazywać. - (...) Jednak nie ustaliliśmy u kogo będziemy mieszkać...
W tej chwili popatrzyliśmy sobie prosto w oczy i znów wybuch śmiechu.
- Co ja poradzę...To ty zacząłeś.
- Nie, to ty zaczęłaś...- uśmiechnąłem się.
- Nie, ty.
- Nie, bo ty.
- Ty!
- Ty zaczęłaś...
- Nie, ty!
I tak przez chwilę się ''kłóciliśmy'', po czym zapanowała cisza.
- Ty zacząłeś...- szepnęła Ofi.
- Znów zaczynasz? To ty zaczęłaś! - zaśmiałem się.
- Dobra, już, przestań. Wszyscy wiemy, że ty zacząłeś, więc..
- Ty...
- No dobra, niech Ci będzie. To jak z tą jaskinią?
- To może najlepiej ustalmy to z rodzicami. - zaproponowałem.
- No dobrze. Ale jak jutro będzie mój pogrzeb, to się nie zdziw. - zaśmiała się.
- Chodź, odprowadzę Cię. - powiedzialem czule ją obejmując.
<Ofelia, dokończ>
- Prędzej rozszarpią mnie niż zamieszkamy razem.
Zaśmiała się.
- No chyba mój ojciec, bo moja mama cię wpierw ogłuszy, Yamis spali i bój się co zrobi Tajga i Leo.
- Zaczynam się powoli bać twojej rodziny.- powiedziałem z uśmiechem.
- Może masz rację...- zastanowiłem się, a w tym czasie Ofi mnie przewróciła.
Jednak ja pociągnąłem moją partnerkę i wylądowała na mnie. Następnie sturlaliśmy się z wzgórza i tym razem to ja leżałem na niej. Ofelka śmiała się pokazując swoje śnieżno-białe ząbki, a ja przybliżyłem się do niej i nasze noski się stykały. Ciągle się śmialiśmy, aż w końcu usiedliśmy, by zaczerpnąć powietrza. Jednak gdy tylko ponownie spojrzeliśmy się na siebie znów wybuchaliśmy śmiechem.
- Skarbie...- zacząłem, chociaż nie byłem pewny, czy już mogę ją tak nazywać. - (...) Jednak nie ustaliliśmy u kogo będziemy mieszkać...
W tej chwili popatrzyliśmy sobie prosto w oczy i znów wybuch śmiechu.
- Co ja poradzę...To ty zacząłeś.
- Nie, to ty zaczęłaś...- uśmiechnąłem się.
- Nie, ty.
- Nie, bo ty.
- Ty!
- Ty zaczęłaś...
- Nie, ty!
I tak przez chwilę się ''kłóciliśmy'', po czym zapanowała cisza.
- Ty zacząłeś...- szepnęła Ofi.
- Znów zaczynasz? To ty zaczęłaś! - zaśmiałem się.
- Dobra, już, przestań. Wszyscy wiemy, że ty zacząłeś, więc..
- Ty...
- No dobra, niech Ci będzie. To jak z tą jaskinią?
- To może najlepiej ustalmy to z rodzicami. - zaproponowałem.
- No dobrze. Ale jak jutro będzie mój pogrzeb, to się nie zdziw. - zaśmiała się.
- Chodź, odprowadzę Cię. - powiedzialem czule ją obejmując.
<Ofelia, dokończ>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz