Poszliśmy
z Leonardem zapolować, dobrze nam poszło i zadowoliliśmy się pysznym
jeleniem. Prawie cały czas rozmawialiśmy, chyba dawno się tak nie
nagadałam. Gdy skończyliśmy pospacerowaliśmy chwilkę i było przyjemnie
aż... zza drzewa wyłoniła się Saphira z moim tatą na grzbiecie.
Wyskoczyłam jak oparzona i podbiegłam do niego.
-Ojcze, co się stało?! - wykrztusiłam - Co jest?! -Spokojnie - Samica zaczęła próbować mnie uspokoić Z oczu pociekły mi gęste łzy -Nie płacz, nic mu nie będzie - pocieszał mnie Leonard, ale to nie działało. Zabrali go do jaskini szpitalnej, a ja zmęczona w końcu zasnęłam, ale to jak! Obudziłam się rano, leżąc na miękkiej sierści Leo, podskoczyłam jak oparzona, i zaczęłam przepraszać: -Nie przejmuj się, każdemu może się zdarzyć - samiec się uśmiechnął - A co do Lei'ego to będzie dobrze, kazali mi przekazać. Odetchnęłam z ulgą i rozciągnęłam się, potem poszłam do ojca zobaczyć się z nim, okazało się, że zaatakowało go to co Shinigami'ego, tylko że mniejsze i prawdopodobnie było jego synem. Wyszłam z jaskini i wróciłam, wtedy leżało przede mną mięso: -Częstuj się - powiedział Leonard <Leonard?> |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz